lojalność o smaku toksyny
SW: Pogarda zamiast Mocy
W fandomie Gwiezdnych Wojen toksyczność ma inny smak, ale równie gorzki. Pamiętam, jak prequele i ich aktorzy (np. J.Lloyd czy A.Best) stali się kozłami ofiarnymi dla "prawdziwych fanów". Dziecko grające Anakina dostawało groźby, bo – uwaga – nie spełniło oczekiwań 30-latków w piwnicach, którzy najwyraźniej myśleli, że 9-latek powinien być od razu Darthem Vaderem. Brawo, DOROŚLI fani – klasa godna Oscara. Pogarda wobec nowych filmów, hejt na "Ostatniego Jedi" czy Reylo była (i chyba jest) standardem – jakby lata oglądania "Imperium kontratakuje" dawały tym ludziom patent na rację. To wszystko zamieniło społeczność w pole bitwy. Tu nie chodzi o różnice zdań – tu się walczy o to, kto jest "lepszym i prawdziwszym fanem". To nie Moc, to mania.
ARMY: Od "kochajmy siebie" do "hejtujemy Ciebie"
ARMY? Na początku jak utopia: zbiórki charytatywne i zapewnienia pełne akceptacji płynące z piosenek BTS. Myślałam: "Wow, to jest to!". A z czasem widzisz pęknięcia: piosenka Ci się nie podoba? Jesteś hejterem. Napiszesz swoje odczucia (nie hejt), względem zachowania członków zespołu? Dostaniesz subtelne sugestie od strażników fandomowej ortodoksji, bo przecież nie jesteś "specjalistą" by zauważyć, że coś jest nie tak (głupia ja nie sądziłam, że trzeba mieć doktorat z psychologii, żeby dostrzec smutek w czyichś oczach?). Zazdrość o to, że otrzymałaś na koncercie coś od idola? Poziom mistrzowski. Idol się zakochał? Bzdura, zakocha się jak spotka mnie. A jeśli chcesz zajrzeć głębiej, to zapraszam spojrzeć na fasadę fioletu.
Dlaczego mnie to boli bardziej niż powinno?
Bo to nie tylko hobby – to tożsamość. Dla mnie BTS to teksty, które dały mi siłę, a nie rekordy czy merch. W SW szukałam magii czy filozofii, nie wojen o kanon i "prawdziwość". Piosenki BTS jak i filmy SW dawały mi siłę, gdy coś innego mi ją wysysało. Ale gdy społeczność staje się toksyczna, odbiera ci to, co kochasz.
Czy da się to naprawić? Szczerze? Mam spore wątpliwości. Toksyczność to chyba cena masowości – im większy fandom, tym więcej ekstremalnych zachowań. ARMY ma miliony, SW dekady fanów.
Ironiczne, a zarazem zadziwiające, że grupy zbudowane na miłości potrafią wygenerować tyle jadu.
Można się odcinać, jak ja – rzuciłam oba fandomy, bo nie chcę być częścią tego bagna (choć moja miłość do BTS i SW nie zmalała). Ale to smutne, bo zewsząd słychać: "Nie wszyscy tacy są!". OK, ale ci "nie wszyscy" albo milczą, albo giną w tłumie. A toksyczni? Balują na całego.

Komentarze
Prześlij komentarz