zapomnij o tym, co myślisz, że o mnie wiesz
Niepełnosprawność to dla wielu temat z kategorii "nigdy mnie nie dotknie". Szufladkują ją między tragedią życiową, nadludzką determinacją albo (co najbardziej irytujące) "życiem gorszej jakości". Ale wiecie co? Życie to po prostu życie. Moje nie jest ani bardziej bohaterskie, ani bardziej smutne. Nie zasługuje ani na piedestał, ani na nekrolog za życia. Jest po prostu moje. Mam trudniejsze chwile – czasem odpuszczam, czasem mam wszystkiego dość. A potem wstaję, zbieram się i walczę. Jak każdy śmieję się, wzruszam, zachwycam, przeklinam.
Niepełnosprawność nie skradła mi ani ciętego języka, ani
poczucia humoru, ani ambicji, ani zdolności do miłości. Ale społeczeństwo
potrafi przypomnieć mi, gdzie według niego jest moje miejsce.
Największymi przeszkodami nie są fizyczne bariery w postaci
schodów czy wąskich drzwi – te można wskazać palcem i obejść albo znaleźć na
nie inne rozwiązanie. Prawdziwe wyzwania kryją się w spojrzeniach mówiących, że
funkcjonowanie na wózku i jednoczesne marzenie, pracowanie, kochanie
kwalifikuje mnie do tytułu "motywacyjnego fenomenu" czy do bycia
obiektem niezrozumiałego wstrętu i lekceważenia (bo powinnam siedzieć w domu i
być zadowolona z tego, że w ogóle żyję). Ale nie, to nie fenomen czy powód do
pogardy. To normalność, która nie jest przypisana wyłącznie pięknym i
pełnosprawnym.
I tu docieramy do sedna. Męczy mnie nieustanne udowadnianie,
że jestem pełnowartościowym człowiekiem. Jakby fakt, że wykonanie pewnych
czynności zajmowało mi więcej czasu, narzędzi czy wymagało wsparcia
automatycznie umieszczała mnie w kategorii "mniej" – mniej
kompetentna, mniej kobieca, mniej godna relacji, bo taka ładna - szkoda, że na
wózku. Męczy mnie też stawianie mnie w roli bohaterki, bo ogarniam życie na
wózku (serio, to nie jest jak zdobywanie K2 w klapkach). Jakby
niepełnosprawność była niewidzialnym filtrem, przez który ocenia mnie świat.
Społeczeństwo wciąż reaguje na odmienność odruchowym
dystansem czy niezręczną litością. A ja nie proszę o żadne z tych dwóch. Proszę
o przestrzeń do bycia sobą. O równość bez gwiazdek. Mniej szufladkowania,
więcej prawdziwego zrozumienia. Bo ostatecznie - każdy z nas nosi w sobie jakąś
odmienność i to właśnie sprawia, że świat jest ciekawy. A jeśli nie mieści się to
w Twoich szufladkach – powodzenia, nie mój problem.
Akceptacja siebie nie była i nie jest dla mnie błyskawiczną
epifanią. Ale to, co przeszłam sprawiło, że zrozumiałam, iż nie jestem
projektem do naprawy czy "inspirującym wzorcem" a moje życie jest
doświadczeniem do przeżycia. Niepełnosprawność to nie pozycja w moim CV ani
dominująca cecha mojej tożsamości. Ani też tytuł całej książki a jeden z wielu
jej rozdziałów.
I na koniec mam do Ciebie prośbę: nie traktuj mnie jak eksponatu
w muzeum osobliwości. Nie bój się pytać, rozmawiać, poznawać. Bo za etykietką
"osoba z niepełnosprawnością" nie stoi kategoria – stoi człowiek.
Złożony, niedoskonały i fascynujący. Tak jak Ty.
Komentarze
Prześlij komentarz