luksus dla wybranych, cztery ściany dla osób z niepełnosprawnością
Czasem mam wrażenie, że w tym kraju jest możliwe absolutnie wszystko — oprócz traktowania osób z niepełnosprawnością jak obywateli.
Niedawno okazało się, że pieniądze, które miały ratować przedsiębiorców przed zamknięciem firmy, zostały wydane przez część z nich na absurdalne rzeczy, które (delikatnie mówiąc) nie miały nic wspólnego z ratowaniem firmy przed upadkiem.
Jachty. Klub swingersów. Luksusowe meble, sauny. Nieistniejące muzeum ziemniaka.
Kiedy sprawa wyszła na jaw i do akcji wkroczyła Prokuratura Europejska, nagle nasza kochana władza zaczęła zapewniać, że „sprawdzi każdą złotówkę” oraz że nie zaakceptuje „żadnego marnowania środków z KPO”.
Serio? Dopiero jak się głośno zrobiło? Bo wcześniej lepiej było to ignorować, mimo że były zgłoszenia o możliwości wystąpienia nieprawidłowości?
A jeszcze wcześniej osoby z niepełnosprawnością dowiedziały się, że mimo obietnic nie będzie ustawy o asystencji osobistej — bo „nie ma pieniędzy”.
Nie ma pieniędzy dla ludzi, którzy są więźniami czterech ścian i zaufali, że w końcu coś się zmieni.
Na jachty i inne „dziwności” — były.
A dla OzN? Nie ma. Nie ma dla tych, którzy chcą po prostu wyjść z domu. Którzy marzą o czymś tak podstawowym i oczywistym dla przeciętnego pełnosprawnego człowieka, że nawet się nad tym nie zastanawia.
I wiecie co? To nie pierwszy raz, gdy państwo pokazuje OzN, gdzie jest ich miejsce.
Od kiedy pracuję, musiałam pilnować wysokości wynagrodzenia, żeby nie przekroczyć dozwolonego progu dochodowego nawet o złotówkę — bo to wiązało się ze zwróceniem całej (i tak niewielkiej) renty socjalnej. W końcu zdecydowałam się ją zawiesić — bo byłam zmęczona tym ciągłym stresem, żeby nie przekroczyć tej „magicznej” kwoty. A w pewnym momencie stwierdziłam, że bardziej opłaca mi się pracować na 1,5 etatu niż dorabiać do renty.
Więc niech mi nikt nie pierdoli o „priorytetach państwa”, które ustala się moim — naszym, OzN — kosztem.
I choć rozumiem i popieram konieczność dbania o bezpieczeństwo państwa, to mam dość tego, że odbywa się to kosztem osób z niepełnosprawnością, podczas gdy inne grupy społeczne takiego kosztu nie ponoszą.
Szczególnie ta część, która nie musi codziennie martwić się o to, czy będzie miała siłę, środki i wsparcie, żeby po prostu przeżyć kolejny dzień — a nie o to, czy dostanie nową saunę z funduszy publicznych.
I może kiedyś przyjdzie dzień, w którym nagłówki przestaną krzyczeć o kolejnych „dotacjach” na luksusy, a zamiast tego zobaczymy twarze tych zapomnianych ludzi, którzy w końcu wyszli z domu, znaleźli pracę, zakochali się, zaczęli żyć. Jednak dziś żyjemy w kraju, w którym łatwiej jest dostać kasę na prywatną imprezę niż na to, żeby ktoś podał ci szklankę wody, gdy nie możesz ruszyć ręką.

Komentarze
Prześlij komentarz