fałszywa troska
Zadziwiające, jak bardzo niektórzy przejmują się wyglądem innych. Zupełnie jakby czyjaś waga była ich osobistą misją do skomentowania, poprawienia albo… zlinczowania. W świecie, gdzie każdy ma opinię o cudzym ciele, anoreksja budzi współczucie, a otyłość – pogardę. Dlaczego tak łatwo oceniamy, nie znając historii stojącej za czyjąś sylwetką?
Anoreksję przedstawia się częściej jako „poważne zaburzenie odżywiania” – chorobę wynikającą z braku samoakceptacji, którą trzeba leczyć. Słusznie, bo anoreksja może zabić. Nawet jeśli modeling wypaczył nasze pojęcie o tym, co to „szczupłość”, a co „wychudzenie”, hejterskie komentarze pod adresem anorektyczek to rzadkość.
Ale empatia ta magicznie znika, gdy waga rośnie...
Dla internetowych „znafców” zdrowia – tych, co dyplom z dietetyki zrobili na siłowni pod chmurką – ktoś to ma otyłość to leniwy obżartuch. Spróbuj wyjaśnić, że otyłość może wynikać z problemów emocjonalnych, zdrowotnych, leków czy traumy, a usłyszysz: „Wymówki!”. Raz podałam źródła naukowe, mówiące o tym, że otyłość to nie tylko „brak silnej woli” - celebryci od sześciopaków i ich fankluby zachowali się tak, jakby prawda była dla nich osobistą zniewagą. Bo oni nie potrzebują badań – oni wiedzą lepiej.
Odnoszę bardzo mocne wrażenie, że niemałą rolę w odbiorze otyłości odegrali celebryci od fitnessu, którzy zbijają kasę na hasłach typu „chcieć to móc”. To oni wpoili masom, że jest ona tylko wynikiem lenistwa i obżarstwa, a idealna sylwetka to tylko kwestia „silnej woli”. Ich wyretuszowane fotki i filmiki z siłowni programują nas na standardy piękna, gdzie otyłość równa się porażka. Mało kto zauważa, jak bardzo te narracje nas urabiają. Ludzie łykają te slogany, nie zdając sobie sprawy, że ich „troska o zdrowie” to często echo celebryckich kazań i własnych uprzedzeń estetycznych.
Najgorsze jest to, że ci „strażnicy zdrowia” tłumaczą swoje docinki troską, która podszyta jest pogardą z domieszką obrzydzenia czy też urażone poczucie estetyki, bo czyjś wygląd nie pasuje do tego, co im celebryci wpoili. Jeśli tylko osoba z otyłością wyjdzie na ulicę czy na siłownię poćwiczyć, niestety obdarzana jest pogardliwymi spojrzeniami. Sprawi to jedynie, że w drodze powrotnej do domu taka osoba kupi coś, by uspokoić się, a pójście kolejny raz na siłownię, będzie ostatnią rzeczą, o której pomyśli. Cóż za sukces „znawców” zdrowia.
Coś Wam zdradzę – szczupłość to nie zawsze efekt ćwiczeń i zdrowej diety? Miałam kiedyś w pracy znajomą, która była bardzo szczupła – nie z powodu anoreksji czy obsesji na punkcie wyglądu. Po prostu miała szybką przemianę materii. Jadła sporo, a i tak wyglądała jak modelka z wybiegu. I tak, wiem, to tylko dowód anegdotyczny. Nie mniej pokazuje, że nasze ciała są różne – genetyka, metabolizm, zdrowie grają ogromną rolę. Życie nie jest czarno-białe, choć celebryci i ich armia fanów chcieliby nas o tym przekonać.
I aby było jasne – nie twierdzę, że otyłość jest zdrowa – nie jest, i nikt rozsądny tego nie neguje. Ale tak jak anoreksja nie wynika z „fanaberii”, tak otyłość to nie zawsze „obżarstwo dla zabawy”. Dla wielu to sposób na radzenie sobie z bólem, brakiem miłości czy traumą. Zajadać emocje czy głodować – to dwie strony tej samej monety. Dlaczego więc jedną grupę otaczamy wsparciem, a drugą linczujemy?
Jeśli naprawdę chcemy pomóc – czy to osobom z anoreksją, czy z otyłością – zacznijmy od słuchania, a nie oceniania. Kwestionujmy celebryckie slogany i wyretuszowane standardy piękna. Wspierajmy, zamiast piętnować. A tym, którzy lubią rzucać „dobrymi radami” z wysokości swojego ego, proponuję zaprosić na wspólny trening i pokazać, że wsparcie to nie memy, a działanie. Albo jeszcze lepiej – zajmijcie się swoim życiem. To najzdrowsze dla wszystkich.
Komentarze
Prześlij komentarz