linkedIn - tu każdy jest zwycięzcą (nawet jeśli właśnie go zwolnili)
„W świecie, gdzie każdy gra zwycięzcę, najtrudniej przyznać, że czasem jest się po prostu człowiekiem.”
— bałaganiara
Jest takie miejsce w Internecie, gdzie rzadko spotkasz historie o porażkach czy trudnych doświadczeniach zawodowych. Miejsce, gdzie roi się od postów typu: „Dzięki determinacji i ciężkiej pracy osiągnąłem kolejny sukces!” i innych niezwykłych historii czyjegoś awansu i sukcesu czy (nie) porażki. A pod nimi – pełno mądrości rodem z podręczników motywacyjnych.
Jeśli chcesz być prawdziwą gwiazdą LinkedIn, musisz koniecznie opanować sztukę autopromocji pod przykrywką pokory. Zwolnili Cię? Cudownie! To przecież najlepsze, co mogło Cię spotkać. Otworzyłeś firmę, która po roku zbankrutowała? Fantastycznie! To tylko kolejny krok na ścieżce do sukcesu, którym oczywiście podzielisz się w inspirującym poście. Przecież „Każda przeszkoda to dar losu, który czyni nas silniejszym!”
Nie zapomnij też o podziękowaniach dla swojego „niesamowitego zespołu” (aaa nie bardzo kojarzysz, kto kim jest? Oj tam, szczegół). W końcu każde wyzwanie – jak startowanie dziesiąty raz na to samo stanowisko – czyni nas lepszymi. Awans? Nową pracę? Wyjątkowo dobre śniadanie? – zawsze można to sprzedać jako „inspirującą historię”. A jeśli ktoś zapyta, po co to wszystko, powiedz, że to dla dobra świata – brzmi lepiej niż „dla lajków”.
Tylko spróbuj napisać, że masz trudności w znalezieniu pracy albo że procesy rekrutacyjne wymagają poprawy – natychmiast zjawi się armia ekspertów od „pozytywnego myślenia”, którzy udowodnią Ci, że problem leży w Tobie. Bo wystarczy „być sobą”, „wyjść ze strefy komfortu” i inne takie. A gdy już zdobędziesz pracę, to spodziewaj się gratulacji od kompletnie obcych osób, które nawet nie wiedzą, czym się zajmujesz. Podobnie w przypadku awansu. Przecież niczego bardziej nie potrzebujesz niż pustych frazesów od ludzi, którzy nigdy się do Ciebie nie odezwą, poza tym jednym momentem.
A teraz hit LinkedIn: firmy afiszujące się zatrudnieniem osób z niepełnosprawnościami. Nie, nie dlatego by poprawić życie osób z niepełnosprawnością – broń Cię Boże! To dla „zmiany świata” i „inkluzyjności” (słowo-klucz, bijące rekordy lajków). Taki bohaterski gest wymaga oczywiście rozwlekłego posta z cyklu „dajemy szansę”. Nieważne, że często główną motywacją jest coś zupełnie innego (domyślcie się, o co chodzi 😉) – ważne, żeby post zdobył dużo lajków i komentarzy o tym, jak wspaniała to inicjatywa. A jak czują się osoby zatrudnione w takich firmach? Oczywiście to zależy od zespołu. Ale o to już mało kto pyta. Jako niepełnosprawna powiem krótko: robić sobie PR na cudzych barkach to nie sukces, to szczyt… nazwijmy to „kreatywnej autopromocji”. Za każdym razem, gdy to widzę, ręka mi się zaciska w pięść… ze wzruszenia.
A kiedy ośmielisz się zwrócić na to wszystko uwagę, dowiesz się, że:
„LinkedIn to miejsce na pozytywne treści, a nie na szerzenie pesymizmu!”„Brzmisz roszczeniowo, trzeba się dostosować do rynku!”„A może to z Tobą jest problem, skoro nie widzisz w tym niczego inspirującego?”
Tutaj nikt nigdy nie popełnił błędu, nie miał problemów w pracy ani nie utknął w rekrutacyjnym piekle. Witaj w świecie, gdzie wszyscy są najlepsi, najbardziej inspirujący i oczywiście „wdzięczni za każdą lekcję od życia”. Chyba mi niedobrze od tego targowiska próżności… Ale może to po prostu ja nie rozumiem, jak działa ten cudowny świat sukcesów i gratulacji.
Komentarze
Prześlij komentarz