patriarchalny teatrzyk
On musi się wyszaleć, bo jest młody, pełen życia, testosteron szaleje, wiadomo – "chłopak musi się wyszumieć". Nikt nie patrzy na to krzywo, nikt nie zadaje pytań. Kumple poklepują go po plecach, a rodzina wzrusza ramionami – "przejdzie mu, jak się ustatkuje". Może nawet któraś z jego "przygód" dostanie później miano "szczęściary" – tej, która go "ujarzmiła".
Ona? Każdej nocy inny facet – i wszyscy już "wiedzą", co to oznacza... Nie jest "młoda i szalona", tylko "łatwa" albo wręcz "bez wartości". Nie ma poklepywania po plecach, są szepty za plecami. Rodzina nie wzrusza ramionami, tylko znacząco milczy lub podnosi brwi w geście dezaprobaty. A potem ta ironiczna troska: "Kto ją teraz zechce?" – jakby jej wartość zależała od liczby dotknięć cudzych rąk.
No to może wprowadźmy trochę równości. Skoro on co noc jest z inną, to jest... męską dziwką. W ramach równouprawnienia, rzecz jasna. Ale zaraz, zaraz… Tak się nie mówi, prawda? Przecież "dziwka" to takie "kobiece" określenie. Mężczyźni się nie "puszczają", oni "korzystają z życia". Nie są "łatwi", są "doświadczeni".
Ciekawe, że język tak szybko zdradza, kto naprawdę rozdaje karty.
To jak to w końcu jest z tym równouprawnieniem? Bo jeśli ma polegać na tym, że wciąż mamy różne zasady dla różnych płci, to może lepiej przestać udawać? Może zamiast mówić "równouprawnienie", nazwijmy to po imieniu – patriarchalny teatrzyk, w którym rola kobiety od wieków jest ta sama: być "nieskalaną" nagrodą dla faceta, który już się wyszumiał.
Tylko pytanie – kto jeszcze chce w to grać? Ja nigdy nie miałam na to ochoty.
Komentarze
Prześlij komentarz