Polecane posty

etykieta, której nie chcę

Czarny napis "etykieta, której nie chcę" na białym tle
„Niepełnosprawność to tylko jeden rozdział mojej historii, nie cała książka.” – Robert M. Hensel

Czasem mam wrażenie, że społeczeństwo postrzega każdą osobę z niepełnosprawnością (OzN) jako kogoś gorszego od osoby pełnosprawnej. Bez względu na to, co osiągnę, kim jestem jako człowiek, i tak zawsze będę „osobą z niepełnosprawnością” – etykietą, która zdaje się przesłaniać wszystko inne. Najpierw widzi się moje ograniczenia, a dopiero potem mnie i moje osiągnięcia. Dlaczego panuje przekonanie, że pełnosprawność oznacza większą wartość – jako pracownika, partnera, obywatela?

Mam pewne ograniczenia, głównie związane z poruszaniem się, które czasem utrudniają mi życie – nie jestem w stanie zrobić wszystkiego samodzielnie, a niektóre rzeczy mogę wykonać tylko częściowo. Ale to nie oznacza, że moja niepełnosprawność mnie definiuje. To tylko jedna z moich cech, tak jak bycie osobą kreatywną, upartą czy ciekawą świata. A jednak społeczeństwo często sprowadza mnie – i wiele innych OzN – do tej jednej cechy, pomniejszając wartość naszych starań i sukcesów. Bywają też osoby pełnosprawne, które nazywają nas „bohaterami” tylko dlatego, że radzimy sobie w codziennym życiu. To nie jest prawdziwe wsparcie – to kolejny stereotyp, który sugeruje, że życie z niepełnosprawnością to ciągła walka, a nie normalność. Bycie OzN nie jest ani bohaterstwem, ani wyczynem. To po prostu część mojego życia – bo urodziłam się niepełnosprawna i nie znam innego życia. To moje życie jest dla mnie tak samo normalne, jak dla osoby pełnosprawnej jej życie jako osoba pełnosprawna. Przecież nikt pełnosprawny nie dostaje gratulacji za to, że wykonał należycie swoją pracę, zrobił sobie śniadanie czy namalował obraz – a nas, OzN, spotyka to na okrągło.

Co więcej, zauważyłam, że niektóre osoby z niepełnosprawnością same przyjmują tę ograniczającą etykietę, szczególnie na rynku pracy. Zamiast podkreślać swoje kompetencje i doświadczenie, w pierwszej kolejności skupiają się na stopniu niepełnosprawności i korzyściach finansowych, jakie może otrzymać pracodawca – ulgach, dofinansowaniach, odpisach. Rozumiem, skąd to się bierze: wielu z nas wychowano w przekonaniu, że zawsze będziemy oceniani przez pryzmat ograniczeń, więc próbujemy to „wykorzystać”. Ale to problematyczne podejście. Sama znam osoby z niepełnosprawnością, które chcą być oceniane za swoje umiejętności, a nie stopień niepełnosprawności – i ja do nich należę. Niestety, takie oczekiwania bywają odbierane jako roszczeniowość. Dlaczego? Czy prośba o traktowanie na równi w aspektach życia, w których jesteśmy równi z osobami pełnosprawnymi, jest czymś nierealnym? Chciałabym, żeby społeczeństwo zaczęło widzieć nas – osoby z niepełnosprawnością – przez pryzmat naszych cech, pasji i osiągnięć, a nie ograniczeń. To, kim jestem, nie zależy od cudzych definicji i oczekiwań. Dlatego apeluję: przestańmy sprowadzać OzN do ich niepełnosprawności. Zamiast widzieć najpierw wózek, kulę czy inny rodzaj ograniczenia, zobaczmy człowieka – z jego talentami, marzeniami i wartością. To małe kroki, ale mogą zmienić bardzo wiele.

Komentarze

Pamiętasz, kim byłeś, zanim świat powiedział Ci, kim powinieneś być? Charles Bukowski