„zostańmy przyjaciółmi” i inne kłamstwa
A jeśli już zostawali, to mieli inny sposób na ucieczkę – mniej dosłowny, ale równie irytujący, czyli klasyk nad klasykami „zostańmy przyjaciółmi”, które zawsze pojawia się po odkryciu „szokującej prawdy” o mojej niepełnosprawności. Przed spotkaniem: adoracja na poziomie filmów romantycznych. Po spotkaniu: „Jesteś super, ale… zostańmy przyjaciółmi”. Dla mnie to nie żadna propozycja przyjaźni, tylko sposób na zagłuszenie sumienia i próby zachowania ostatek honoru. Bo gdzieś tam w głowie pewnie tłucze się myśl: „Cholera, zachowałem się jak dupek, ale jeśli rzucę tekstem o przyjaźni, to może nie wyjdę na kompletnego hipokrytę”.
I na koniec...
Nie oczekuję cudów. Nie wymagam, by każdy był gotów zmierzyć się z moją rzeczywistością – ale czy szacunek i szczerość to naprawdę za dużo? I rozumiem, że każdy ma swoje oczekiwania względem związku czy tej drugiej połówki i ma prawo nie czuć się na siłach, by wiązać się z osobą z niepełnosprawnością. Dla mnie ktoś, kto najpierw obiecuje się odezwać, a potem milczy, mówi więcej o sobie niż o mnie. Niemniej jednak, to nadal boli.
I czy naprawdę tak trudno powiedzieć prawdę zamiast udawać, że nic się nie zmieniło? Bo wiecie… niepełnosprawność nie boli. Kłamstwa – owszem.
Komentarze
Prześlij komentarz